„Od skwaszonych świętych i głupich praktyk religijnych zachowaj nas Panie” – modliła się św. Teresa Wielka. Pan Bóg w swoim miłosierdziu jest w stanie wybaczyć człowiekowi wszystko. Jedyne, z czym trudno Mu sobie poradzić, jest śmiertelna powaga, z jaką traktujemy swoje „Ja”.
Na czwartkowym spotkaniu ojciec Leonard opowiedział nam o poczuciu humoru. Jak się okazuje, może ono mocno ułatwić życie. Pozwala zdystansować się od siebie i swoich problemów. Pomaga również nadać właściwą proporcję temu, co skłonni jesteśmy wyolbrzymiać. Dzięki śmiechowi możemy strącić z piedestału własne „Ja”, które w naszych wystraszonych myślach urasta do rangi bożka – śmiertelnie poważnego, nietykalnego i stojącego w centrum wszechświata.
Pogodne nastawienie może nam zatem przynieść wolność od samych siebie – bojących się o swoje dobre imię, przewrażliwionych i wciąż rozpamiętujących swoje błędy lub porażki. Warto też pamiętać, że uśmiech jest zaraźliwy – wywołuje radość na twarzach ludzi wokół nas. Pozwala każdemu bez obawy zbliżyć się do nas i wlewa otuchę w czyjeś serce.
„Tam, gdzie obumiera humor, tam na pewno nie ma Ducha Świętego” – pisał kardynał Ratzinger. Jedną z cech Pana Boga jest bowiem wieczna radość. „Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym i duszy złączonej z Bogiem” – podkreślała św. Urszula Ledóchowska, nazywana Apostołką Uśmiechu.
Patronem poczucia humoru jest Tomasz More. Jedna z anegdot mówi, że święty, prowadzony na szafot, nagle odezwał się do kata: „Proszę cię, panie poruczniku, pomóż mi wejść na górę. Z powrotem poradzę sobie sam”.