Wielu z nas nurtują pytania związane kwestiami wiary, relacji z Bogiem, nauką Kościoła. Spotkanie z cyklu „Rozwój duchowy” dostarcza okazji, by w sposób anonimowy i bezstresowy zadać je naszemu duszpasterzowi. Ostatnio usłyszeliśmy odpowiedzi na kilka z nich.
Jak rozdzielać sferę duchową od psychologicznej?
Rozróżnienie tych dwóch obszarów nie jest jasne. Teologia nie stawia jasnych granic. Człowiek jest istotą złożoną. Niektóre problemy czy trudności będą się na siebie nakładać. W programie studiów teologicznych kandydatów do święceń znajduje się przedmiot o nazwie „medycyna pastoralna”. Podczas tych zajęć przyszli księża są wyposażani w wiedzę, z jakimi dolegliwościami kierować penitenta do lekarza czy psychologa.
Z niektórych problemów psychologicznych można wyjść poprzez pogłębienie relacji z Bogiem. Niejednokrotnie istnieje potrzeba dwutorowego działania, na przykład przy pracy nad poczuciem winy. Dobry psycholog – nawet jeśli sam nie jest wierzący – gdy widzi, że wiara jest istotna w życiu pacjenta, skieruje go do osoby duchownej. Doświadczony kapłan poradzi cierpiącemu jak najszybszą wizytę u psychologa, gdy dostrzeże odpowiednie przesłanki.
Łaska Boża działa na naturze. Jeśli natura jest chora, zadziała cud. Cuda są możliwe w naszym życiu, jednak częściej motywowani jesteśmy do codziennej pracy nad sobą.
Czy Jezus od urodzenia wiedział, że jest Bogiem? Czy zyskiwał tą świadomość stopniowo?
U Jezusa występowały dwie tożsamości: ludzka i boska. W Ewangelii odnajdujemy scenę odnalezienia Jezusa w świątyni. Tam młody chłopiec, dwunastolatek wyjaśnia uczonym Pisma. Zmartwionej Maryi i Józefowi odpowiada „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Pismo Święte milczy na temat tego, co działo się pomiędzy tym wydarzeniem a chrztem w Jordanie. Wiemy jedynie, że „Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. „
Jezus dorastał, jak każdy człowiek. Natura ludzka rosła i nabierała świadomości odnośnie tego, kim jest. Dopiero w wieku 32 lat Jego człowieczeństwo było na tyle dojrzałe, by podjąć misję zbawienia ludzkości.
Na pewno w jakiś sposób dwie natury w Nim obecne komunikowały się między sobą. Nie wchłaniały się wzajemnie – jedna nie unicestwiała drugiej, ale współwystępowały w jednej osobie.
Jaki jest sens modlitwy za kogoś? Czy Boga mniej interesuje zbawienie kogoś, za kogo się nie modlimy? Czy warto modlić się za zmarłego, nawet jeśli trafił do piekła?
Bóg nie może robić czegoś mniej. Chce zbawienia wszystkich ludzi. Sam zachęca do modlitwy za innych.
Wspierając kogoś modlitwą w ciężkiej sytuacji, w jakimś stopniu bierzemy część trudności duchowych na siebie. Dzięki temu człowiek dostaje więcej przestrzeni, by móc zmagać się z problemem. Nasza modlitwa nie wpływa na wolną wolę człowieka, ale ułatwia mu decyzję. Jest rodzajem duchowego pancerza.
Nie możemy mieć stuprocentowej pewności, że ktoś jest w piekle. Dopóki tego nie wiemy, zawsze możemy pomodlić się za duszę zmarłej osoby. Bóg może zbawiać ludzi tak, jak chce. Może posłużyć się drugim człowiekiem jako narzędziem do zbawienia innej osoby. Czasem nie jednej, a kilkunastu. Warto się modlić!