W niedzielę 30. kwietnia o poranku grupa dwunastu nieustraszonych Dinozaurów wyruszyła na podbój Gór Opawskich. Po porannej Mszy Św. zaczęliśmy przemierzać drogi i bezdroża prowadzące na południe do niewielkiej miejscowości Pokrzywna Dach nad głową zapewniło nam schronisko młodzieżowe leżące u stóp Biskupiej Kopy.
Po kawie i cieście autorstwa Basi a także po spacerze urozmaiconym pięknym zachodem słońca czekał nas wieczór gier i niekończących się rozmów trwających do późnych godzin nocnych. Nazajutrz, już pełni sił, po wspólnym śniadaniu ruszyliśmy na Biskupią Kopę. Pogoda była nam tego dnia nad wyraz przychylna. Na szlaku mogliśmy oglądać rozświetloną słońcem soczystą zieleń i wyłaniające się stopniowo widoki.
Po postoju i obiedzie w schronisku (niektórzy długo jeszcze wspominać będą zamówienie nr 52 😉 ) ruszyliśmy prosto na szczyt. Choć położony na wysokości zaledwie 899 m. n.p.m., zafundował nam elementy górskiej zimy. Brnąc przed błoto i śniegi, dzielnie dotarliśmy jednak do wieży widokowej, z której rozciągał się imponujący widok na czeskie Jeseníky. Nie omieszkaliśmy również wykorzystać nadarzającej się okazji do ulepienia majowego bałwana, w którego stworzenie każdy włożył choć kawałek serca i inwencji. Po wspólnych zdjęciach, postojach i upewnianiu się, że podążamy właściwym szlakiem, dotarliśmy do czeskiej miejscowości Zlate Hory. Prowadząca do niej ścieżka wiła się wśród skałek, wrzosów i jagodowych krzewów. Najbardziej urzekły nas leżące nieopodal XVII-wieczne mury kaplicy św. Rocha skąpane w blasku zachodzącego słońca.
Nazajutrz (po kolejnym wieczorze planszówek, choć tym razem trochę krótszym) udaliśmy się na spacer w czeskie góry. Szlak prowadził obok położonego w lesie sanktuarium Matki Bożej Pomocnej oraz przez ruiny zamku Edelštejn pamiętającego czasy, kiedy w okolicy wydobywano złoto. Miało to miejsce przez kilkaset lat począwszy od XIII wieku. Pozostałości murów rozmieszczone na pagórkach w lesie skąpanym mgłą tworzyły baśniowy i lekko tajemniczy obraz. Po pokonaniu drzewno-błotnych przeszkód i wdrapaniu się na kilka skał, znaleźliśmy się z powrotem na parkingu. Stamtąd niezwłocznie udaliśmy się na zasłużony obiad do czeskiej restauracji.
Ostatni wieczór upłynął nam na grach i rozmowach, a także na układaniu poematu, który uwiecznił wyjazd w księdze pamiątkowej schroniska. Co niektórzy, nanosząc manuskrypt na białe karty, odkryli w sobie zarazem niewyczerpane pokłady inwencji plastycznej. Nie zabrakło też podziękowań dla organizatorów, kierowców i pomocników kierowców a także dla niezastąpionych kucharzy: Basi i Marka, którzy dbali, aby wieczorami nikt nie pozostał głodny. Do teraz z dużym rozrzewnieniem wspominamy pyszny żurek, ciasto oraz perfekcyjnie przyprawione spaghetti. Nie sposób też nie wspomnieć o pysznej sałatce, którą przygotował Łukasz. Nasze rozmowy z nostalgią kierują się również do czeskiego toastu, zamówienia nr 52, budowania domu na skale, kocich ruchów, podróży przez Stęszew, zdjęcia ze strażakami i niekończących się dysput na temat nazewnictwa.
Powróciliśmy do Poznania w środę wieczorem, zgodnie uznając, że był to jeden z najbardziej udanych wspólnych wyjazdów. Czekamy na kolejne. 🙂
Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z wyjazdu: