„Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?” – pytali faryzeusze. Kobieta, która była znana w całym mieście jako prostytutka, zrozumiała to, czego nie pojmowali jeszcze wówczas ludzie będący blisko Jezusa. Być może ich wątpliwości były bardzo bliskie rozterkom, które towarzyszą nam 2000 lat później. My mamy księży, kościoły i piękną liturgię. Oni natomiast patrzyli na człowieka z krwi i kości, zadając sobie pytanie: Czy On naprawdę może być wcielonym Bogiem?
Na spotkaniu biblijnym w miniony czwartek rozważaliśmy słowa Ewangelii o Jezusie i jawnogrzesznicy (Łk 7,36-8,3). Jak wiele musiało być pokory w kobiecie, która „stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać.” I jak dużo miała w sobie odwagi.
Zachowanie kobiety, którą wszyscy już dawno przekreślili, może być dla nas przykładem modlitwy, kiedy upadamy i po ludzku nie dajemy już rady. Pan Bóg nie ocenia nas tak, jak często robią to inni ludzie. I jak robimy my sami, nieraz bardzo pochopnie. On oczekuje od nas przede wszystkim zaufania. Nie trzeba nawet nic mówić. „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!”. Wystarczy do Niego przyjść i uwierzyć, że Boska logika jest odmienna od ludzkiej.
„Ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” – te słowa rozumieją zwłaszcza ci, którzy przeżyli poważne problemy, kryzys wiary, lub walczą z ciężkimi grzechami. Często jedynie oni są w stanie zrozumieć, co czują inni ludzie znajdujący się w podobnym położeniu.
Warto pamiętać, że wiara jest łaską, a droga do Nieba nie musi być prosta i prowadząca tylko w górę. Z wielu upadków można wyjść z nowym doświadczeniem i mądrością życiową, która później nie pozwoli już tak łatwo i jednoznacznie oceniać innych. Właśnie na tym polega miłosierdzie. Nie na współczuciu, czy pobłażliwości, lecz na spojrzeniu z miłością i szczerą intencją zrozumienia drugiego człowieka.