Posted by on 27 listopada 2017

Miłość musi odejść? Miłość aż po ślub? A może miłość aż po… wieczność? Czemu wielu ludziom związki się nie udają? Jak je budować? W miniony czwartek o szczęściu w rodzinie opowiedział nam weteran DPA PULS Andrzej Koc. Żeby nie być gołosłownym, przyszedł z żoną Agnieszką i dwójką (spośród trójki) dzieci. Faktycznie wyglądali na zdrową, szczęśliwą rodzinkę, taką, której warto posłuchać.

42% ankietowanych gimnazjalistów deklaruje, że nie miało w życiu kontaktu z żadnym małżeństwem, które można by nazwać wzorcem, przykładem miłości. Na pytanie, czym się charakteryzuje prawdziwa miłość, 17% odpowiedziało, że tym, że szybko się kończy.

Dlaczego związki się nie udają?

Powodów jest wiele. Często jednak szwankuje po prostu świadomość – samego siebie i tego, jak działają relacje, ale też tego, czym tak właściwie jest miłość. Nie zawadzi więc rozłożyć te sprawy na czynniki pierwsze.

Co się składa na mnie jako istotę społeczną, a więc również na relację dwojga ludzi? Więzi, które tworzymy, angażują w jakiś sposób składniki człowieka – zarówno ciało, jak i ducha, rozum, uczucia.

Co mam na myśli, mówiąc „kocham”? Jest kilka typów miłości:

  • miłość upodobania -› fascynacja
  • miłość pożądania -› potrzeba (nie tylko erotyczna, również uwagi, czasu, poczucia bezpieczeństwa)
  • miłość życzliwości -› pragnienie dobra dla kochanej osoby
  • miłość oblubieńcza -› wejście w relację na dobre i na złe, bez zostawiania sobie drzwi ewakuacyjnych

Zwłaszcza pierwsze dwa typy skupione są na tu i teraz – potrafią się więc pojawić już na bardzo wczesnym etapie budowania relacji. Na początku pojawiają się uczucia, a potem dwoje ludzi poznaje się lepiej i wtedy następuje kryzys.

Poznajmy się!

Zatrzymajmy się na chwilę na etapie drugim – poznawania się. Jest kluczowy. Odgrywają w nim znaczną rolę uczucia, ale znaczną rolę odgrywa też rozum. Jeżeli na tym etapie okaże się, że mamy wspólną hierarchię wartości – łączy nas wierność wspólnym zasadom i można mówić o dopasowaniu wnętrz i serc, to kryzys uczuć może naszemu związkowi wcale nie zaszkodzić. Opadną trochę różowe okulary, ale wciąż będzie na czym budować. Jeżeli okaże się, że wyznawane przez nas wartości nas dzielą – np. nie szanujemy tego, co druga osoba uznaje za ważne – wówczas kryzys uczuć może być początkiem końca, bo związek nie ma trwalszych niż uczuciowe fundamentów.

Stosunkowo łatwo jest tu wpakować się w tarapaty. Pewnie każdy, kto przeżył rozstanie, wie, jak głęboko zapadają w pamięć wszelkie cielesne oznaki przywiązania, jak pieszczoty czy pocałunki. Jeżeli już na etapie poznawania się wprowadzimy w naszą relację seks, wówczas postawimy przed rozumem szalenie trudne zadanie. Zagłuszony burzą hormonów, może się w sytuacji zupełnie nie połapać. Ryzykujemy wtedy, że etap trzeci, czyli kryzys uczuć, się nie pojawi… A raczej, jak to często bywa, nie pojawi się na czas (choć powinien), tylko po wielu, wielu latach.

Miłość życzliwości i miłość oblubieńcza to najbardziej altruistyczne odmiany miłości – skupione bardziej na drugiej osobie niż na mnie. Miłość oblubieńcza wymaga zaufania i podziwu, zdolności do trwałego zachwycenia się drugą osobą. Fizycznie pasować możemy do wielu, warto więc zadbać o to, żeby to, co najbardziej widoczne i namacalne – czyli fizyczność właśnie – nie było naszym jedynym fundamentem.

Jak budować związek?

Mówiąc krótko – równomiernie. Każdy z wymienionych wyżej rodzajów miłości ma swój czas i miejsce. Również każdy z czynników, które składają się na budowanie relacji, ma swój czas i miejsce. Trzeba pamiętać, że miłość nie jest nam dana raz na zawsze. Jest sztuką, w której trzeba się ćwiczyć. Niepodtrzymywana, nie przetrwa.

Jak podtrzymywać miłość? Jest wiele sposobów – poświęcając czas, słowem, czynem, gestem, poprzez podarunki. Warto się wsłuchiwać w drugą osobę, np. nie uszczęśliwiać jej na siłę czymś, czego tak naprawdę nie lubi. Skąd jednak mąż ma wiedzieć, że żonę bardziej od romantycznej kolacji ucieszy naprawienie rury – lub odwrotnie? Otóż – uwaga, uwaga – warto rozmawiać! Warto dawać drugiej osobie znać, jakie są nasze potrzeby. Warto też pytać.

W popkulturze utarło się, że najbardziej ciekawe i romantyczne jest życie przed ślubem, ewentualnie sam ślub – a reszta to już bardziej proza życia. Co jest najważniejsze na ślubie? Suknia, oprawa, zespół? Nie. Nasza relacja. Reszta to tylko dodatki, które mają pomóc nam włączyć do naszej radości ludzi nam bliskich, pomóc im mieć udział w tym, co przeżywamy.

Gdy pojawiają się dzieci…

Częstym problemem małżeństw bywa to, że w momencie, gdy pojawiają się dzieci, stają się dla któregoś (lub obojga) rodziców ważniejsze niż współmałżonek. Dzieci są ważne i tak być powinno. Nie słyszano jednak jeszcze, by dzieci ucierpiały na tym, że ich rodzice inwestują w związek. Miłość, która jest między rodzicami, „przelewa się” na dzieci.

Są małżeństwa, które randkują przez całe życie, np. raz w tygodniu – jak za dawnych lat, pokazują sobie, że są dla siebie ważni i chcą spędzać czas ze sobą. Czy trudno wyobrazić sobie taką wymianę zdań?

Rodzice: „jedziemy na narty”
Nastoletnie dzieci: „możemy jechać z wami?”
Rodzice: „nie”

Małżeństwo to ciągłe misterne rzeźbienie. Brzmi przytłaczająco? Pamiętajmy, że nie jesteśmy sami. Warto szukać oparcia w Bogu, razem się modlić. Również na głos, a co! Można nawet szukać oparcia we wspólnocie – Andrzej i Agnieszka należą do Kościoła Domowego i bardzo sobie chwalą. I widać, że są w tym wszystkim szczerzy!

Posted in: Bez Kategorii
//