Co niedzielę słyszymy podobne słowa i wypowiadamy niemal te same formuły. Chcąc nie chcąc, czasem robimy to już machinalnie, myślami będąc w pracy, lub przy obiedzie. Co dzieje się w Niebie, podczas gdy w kościele trwa Msza Święta? Jaki jest sens każdego ze słów, które wówczas wypowiadamy? Do jakiego momentu można spóźnić się na Eucharystię tak, żeby była „ważna”? Na te i inne pytania odpowiedział nam dziś ojciec Kamil.
Już dwa tygodnie temu przekonaliśmy się, jak ciekawie i zajmująco można mówić o Eucharystii. Wówczas ojciec Kamil zdążył dotrzeć w swych rozważaniach zaledwie do początku liturgii. Dziś dotarliśmy do kolekty – czyli momentu, w którym kapłan zbiera indywidualne modlitwy od każdego z wiernych.
„Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry…”. Czy wiedzieliście, że w wyznaniu grzechów wcale nie chodzi o robienie rachunku sumienia? Mamy tylko (a może i aż) uświadomić sobie, że jesteśmy grzesznikami. Resztę zrobi Pan Jezus – bo przecież za kilkadziesiąt minut ponownie odda za nas życie.
A co z „ważnością” Mszy Świętej w przypadku spóźnienia? Nie ma momentu, od którego Eucharystia przestaje być ważna. Tym, co się ma znaczenie, są nasze intencje. Każdy sam musi odpowiedzieć sobie ma pytanie, czy mógł uniknąć spóźnienia.
Po spotkaniu, jak zwykle czekał na nas zarezerwowany stolik w kawiarni. A później były długie rozmowy, od których oderwało nas dopiero zamknięcie lokalu.