Posted by on 15 września 2017

Za nami pierwsze spotkanie formacyjne po letniej przerwie. Nad jego przygotowaniem już od kilku tygodni pracowało kilka osób, które stworzyły ramy ciekawej dyskusji:  Jak szukać porozumienia z ludźmi znajdującymi się na obrzeżach Kościoła?

Podzieleni na zespoły zastanawialiśmy się między innymi nad tym, czy ateizm jest grzechem. Za inspirację do przemyśleń posłużyły nam słowa ks. Tomasza Halika, że brak wiary w Boga (lub nawet niechęć do Kościoła) jest nieodpracowanym długiem oraz historią, której zakończenie wciąż pozostaje nieznane.

Wierzący – niepraktykujący?
Przeczytaliśmy także wyznania osób, które przyjęło się nazywać wierzącymi – niepraktykującymi:  „Jako była ateistka mogę Wam powiedzieć, że Bóg posłużył się wieloma świętymi ludźmi, aby doprowadzić mnie do Kościoła. Ale diabeł także posługiwał się ludźmi, którzy mieli symptomy „toksycznej wiary”, aby mnie od Kościoła odwieść. I zdarzało się, że byli to ci sami ludzie.” „A ja wiem, że ten kapłan zna Kościół jedynie od środka, wychowany w miękkich pieleszach nieskalanego katolicyzmu. Nie wie, jak to jest być na dnie, przesiąknąć nicością z dziada pradziada…”

Zastanawialiśmy się, w jaki sposób można ewangelizować tych, którzy nie znają z domu przykładu żywej wiary, a Kościół traktują jak instytucję, przez którą mogą czuć się osądzani, a przez to gorsi. Te rozważania poprowadziły nas do pytania: Gdzie leży granica między tolerancją religijną, „moją własną sprawą” a moralnym obowiązkiem napomnienia?

„IDŹ (i upomnij go…)”
Szukając odpowiedzi, staraliśmy się zrozumieć, co miał na myśli Pan Jezus, który mówiąc o napominaniu grzeszącego, używał wcześniej czasownika: „idź (i upomnij go…)” (Mt, 18,15). W Piśmie Świętym, zwłaszcza u św. Mateusza, każde jedno słowo jest dokładnie przemyślane. Zanim zaczniemy upominać, mamy zatem udać się do bliźniego. Przyjść do jego świata, do jego otoczenia i spróbować zrozumieć, dlaczego myśli w taki a nie inny sposób. Dopiero gdy poznamy indywidualną sytuację, zdołamy „celnie” dotrzeć z argumentami. I mówić z miłością, która nie rani, lecz inspiruje.

Doszliśmy również do wniosku, że warto jest zachować czujność, by samemu będąc blisko Boga, nie utrudniać innym dostępu do Niego. W podobnej sytuacji znaleźli się uczniowie Jezusa. Pełni gorliwości i najlepszych chęci, starali się uciszyć niewidomego spod Jerycha, który głośno krzyczał, błagając przechodzącego Jezusa o uzdrowienie. W ten sposób człowiek, który znalazł się na marginesie, nie mógł zbliżyć się do Pana.

Na końcu zajęliśmy się zagadnieniem nocy wiary, którą przeżywali święci i błogosławieni. Jak można poradzić sobie z poczuciem opuszczenia przez Boga lub brakiem pociechy w modlitwie? Czy po jej przeżyciu łatwiej jest zrozumieć osoby wątpiące? „Dręczą mnie myśli najgorszych ateistów” – powiedziała kiedyś św. Teresa z Lisieux. W innym momencie święta oznajmiła, że „traktuje niewierzących jak swoich braci, z którymi teraz siedzi przy wspólnym stole i je ten sam chleb. I prosi Jezusa, żeby nie została od tego stołu odsunięta, ponieważ w odróżnieniu od nich poznała, czym jest radość Bożej bliskości”.

Posted in: Bez Kategorii
//